Karski: życie z winą

– Jan Karski winił siebie za to, że nie był wystarczająco przekonujący, gdy informował świat o Zagładzie. Obwiniał się za śmierć brata, żony. I jeszcze, że nie mógł pomóc Pawełkowi… – mówi Kaya Mirecka-Ploss.

 

Bogdan Białek: Jak długo znała Pani Jana Karskiego?
– Trzydzieści dwa lata. Przez ostatnie osiem lat swego życia był moim towarzyszem. Zajęłam się nim po śmierci jego żony. Był już wtedy bardzo schorowany, cierpiał na białaczkę. Powiedziałam mu: będziesz u mnie teraz mieszkał, bo już nie możesz być sam. Zaproponował, żebyśmy się pobrali, a ja na to: Nie będziemy się pobierać, bo jesteś za biedny dla mnie. Wychodząc za ciebie, straciłabym wszystkie swoje pieniądze. „Och, ty Katarzyno Wielka!” – śmiał się. Miał duże poczucie humoru. Tuż przed śmiercią przyrzekłam mu, że świat o nim nie zapomni, że zrobię wszystko, by pamiętano, co zrobił. I tak się stało, choć to nie było łatwe, przy tym ocalaniu pamięci trzeba było sporo się napracować, ciągle przypominać. Ale udało się! W Polsce decyzją Sejmu mamy obecnie Rok Jana Karskiego, a w Stanach Zjednoczonych 24 kwietnia ustanowiono Dniem Jana Karskiego. 

Wielki człowiek został doceniony.
– Człowiek wielki i w sumie… postać tragiczna, dotknięta wieloma tragediami.  Jego brat, komendant przedwojennej policji, po wojnie dostał w USA tylko posadę stróża nocnego w domu towarowym. Popełnił samobójstwo. Wcześniej napisał w liście, że najgorsze więzienia komunistyczne nie czyniły go bardziej samotnym niż życie, jakie wiedzie. Samobójstwo popełniła także Pola, żona Jana – przez lata cierpiała z powodu ciężkiej depresji. Karski próbował jej pomóc, ale ona o wiele rzeczy go obwiniała.(…) Pola była miłością jego życia. (…)

Jan Karski to była tragiczna postać, bo do samej śmierci towarzyszyło mu poczucie winy. Winił siebie za to, że nie był wystarczająco przekonujący, gdy informował świat o Zagładzie. Za to, że ani prezydent Roosevelt, ani minister Anthony Eden nie pomogli Żydom. Obwiniał się za śmierć brata, żony. I jeszcze, że nie mógł pomóc temu Pawełkowi… 

Pawełkowi?
– Nie potrafił zapomnieć chłopaczka, którego spotkał w warszawskim getcie. Dziecko mogło mieć dwa lata, może pięć. Leżało półnagie, w rowie, wyciągało rączkę. Jan zatrzymał się, żeby pomóc, ale odciągnęli go, nie chcieli, by na siebie zwracał uwagę, miał przecież misję. Kiedyś wyznał, że widzi tego chłopczyka każdej nocy przed snem. Nadał mu imię – Pawełek. Getto i ten chłopiec to były dla niego doświadczenia przełomowe. Mówił: „Pawełek zmienił mnie jako człowieka. Poszedłem tam jako żołnierz armii podziemnej, a wyszedłem człowiekiem”. 

Kaya Mirecka-Ploss przez ostatnie osiem lat życia Jana Karskiego była jego najbliższą przyjaciółką, życiową towarzyszką. Gdy zmarł w 2000 roku, założyła Instytut Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego oraz stworzyła stypendium jego imienia. Uhonorowana Komandorią Orderu Odrodzenia Polski. Jest też Kawalerem Orderu Uśmiechu.

Jan Karski (właśc. Jan Kozielewski), urodził się 24 kwietnia 1914 roku w Łodzi, zmarł 13 lipca 2000 roku w Waszyngotnie. W czasie II wojny światowej usiłował „powstrzymać Holocaust” – prowadzoną w Europie przez hitlerowców masową zagładę Żydów. Z narażeniem życia zbierał informacje o sytuacji Żydów na terenie okupowanej Polski, między innymi w przebraniu wszedł do niemieckiego obozu śmierci w Izbicy oraz na teren warszawskiego getta. Jesienią 1942 roku jako emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego wyruszył z misją na Zachód, aby poinformować przywódców alianckich o Zagładzie i nakłonić ich do podjęcia stanowczych działań przeciwko Niemcom. Niestety, żaden z nich, z prezydentem USA Franklinem Delano Rooseveltem na czele, nie chciał wierzyć w przekazywane przez Karskiego informacje. Po wojnie Jan Karski pozostał na emigracji. Pracował jako wykładowca na Uniwersytecie Georgetown. Zmarł w 2000 roku. Swoje wojenne przeżycia opisał w książce Tajne państwo.

Cała rozmowę można przeczytać w lipcowym numerze magazynu „Charaktery”

foto: Sławomir Kamiński/AG