Warto przeczytać! „Nie ma bezgrzesznych narodów” – artykuł Bogdana Białka.

Zapraszamy do lektury artykułu Bogdana Białka, prezesa naszego Stowarzyszenia. Tekst ukazał się niedawno w Przewodniku Katolickim.

Nie ma bezgrzesznych narodów

Bogdan Białek

Nie ma bezgrzesznych ludzi, nie ma więc także bezgrzesznych zbiorowości ludzkich, społeczeństw i narodów. Nie ma niewinnych wspólnot.

Wiedział o tym Święty Jan Paweł II, gdy 26 marca 2000 r. wsunął w szczelinę Kotelu (jerozolimskiej Ściany Płaczu) kartkę z prośbą o przebaczenie: „Boże naszych ojców, Ty wybrałeś Abrahama i jego potomstwo, aby objawić swe Imię narodom. Jesteśmy głęboko zasmuceni postępowaniem tych, którzy w ciągu historii spowodowali cierpienia Twoich dzieci. Prosząc Cię o przebaczenie, chcemy zobowiązać się do prawdziwego braterstwa z narodami Przymierza”. Tekst tej modlitwy pochodził z nabożeństwa pokutnego odprawionego w bazylice watykańskiej w 2000 r. Wówczas Jan Paweł II wspólnie z kardynałami przepraszał Boga za winy popełnione na przestrzeni wieków przez członków Kościoła katolickiego. Na tym jednak nie zakończyła się modlitwa przebłagalna ze strony Kościoła.

Polskie „przepraszam”
Pięćdziesięciu polskich biskupów, z prymasem Józefem Glempem na czele, zgromadziło się 27 maja 2001 r. w warszawskim kościele pw. Wszystkich Świętych, prosząc Boga o wybaczenie zbrodni dokonanych przez Polaków na swych żydowskich siostrach i braciach podczas II wojny światowej. Abp Stanisław Gądecki powiedział wówczas: „Bolejemy głęboko nad postępowaniem tych, którzy w ciągu dziejów, szczególnie w Jedwabnem i w innych miejscach, przysporzyli Żydom cierpień, a nawet zadali im śmierć”. Stało się to po szerokiej dyskusji nad książką Jana Tomasza Grossa Sąsiedzi, w której autor opisał zbrodnie dokonane przez polskich współmieszkańców podlaskiej miejscowości Jedwabne na ich żydowskich sąsiadach. Potem okazało się, że w okolicznych miejscowościach tych zbrodni było znacznie więcej, a ich rozmiar i bestialstwo porażało. Biskupi polscy mieli pełną świadomość, że naród polski, sam będący ofiarą wielu zbrodni na nim dokonywanych, poddawany wielu bolesnym opresjom, sam także niejednokrotnie przyczyniał się do cierpienia innych narodów, w tym Żydów.
Biskupi polscy wiedzieli, że bycie ofiarą nie wyklucza bycia sprawcą. O tym wiedział także Jarosław Kaczyński, gdy w czerwcu 2016 r., oddając hołd białostockim Żydom spalonym przez Niemców w 1941 r. w Wielkie Synagodze tego miasta, powiedział, że jakkolwiek zbrodnia Holokaustu obciąża wyłącznie Niemców, to „także po stronie innych narodów Europy, w tym narodu polskiego, dopuszczano się czynów haniebnych i zbrodniczych”.

Szmalcownicy
Niedawno za sprawą wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego Ryszarda Czarneckiego europejską karierę zrobiło słowo „szmalcownik”. Wielu moich znajomych z kilku krajów Unii Europejskiej po raz pierwszy usłyszało to dziwne słowo, dobrze zakorzenione w polszczyźnie. Oznacza ono kogoś, kto tropił, szantażował, a nie rzadko wydawał ukrywających się przed Niemcami Żydów lub Polaków im pomagających w jakiejkolwiek formie. Niemieckie władze okupacyjne karały śmiercią lub wywózką do obozu koncentracyjnego nie tylko ukrywanie Żydów, ale także jednorazowe okazanie współczucia, podanie wody, sprzedanie chleba, a nawet wskazanie drogi.
Nie jest znana dokładna liczba egzekucji przeprowadzonych przez Niemców na Polakach, badania przeprowadzone po 1989 r. mówią o kilkuset osobach, około 800, ale wiadomo, że nie uwzględniono wielu przypadków, szczególnie rozstrzeliwań dokonywanych na wsi. Można przyjąć, że około 2 tys. osób zginęło z powodu pomocy udzielonej Żydom. Prawie za każdym takim przypadkiem krył się donos polskiego sąsiada. Plaga szmalcownictwa była tak rozpowszechniona, że 18 marca 1943 r. Kierownictwo Walki podlegające Rządowi na Uchodźstwie ogłosiło specjalny dekret: „Każdy Polak, który współdziała z ich [Niemców – przyp. red.] morderczą akcją czy to szantażując, czy też denuncjując Żydów, czy też wyzyskując ich okrutne położenie lub uczestnicząc w grabieży, popełnia ciężką zbrodnię wobec praw Rzeczypospolitej Polskiej i będzie niezwłocznie ukarany”. Dekret ogłoszono niestety już właściwie po zakończeniu akcji zagłady Żydów, ale i tak tylko w Warszawie wykonano wyroki śmierci na kilkunastu szmalcownikach.
Historycy, w tym Gunnar Paulson czy Jan Grabowski, wspominają o bandach, które profesjonalnie zajmowały się szmalcownictwem. W ich szeregach tylko w Warszawie było mniej więcej 4 tys.Polaków. Szmalcownictwem zajmowali się bandyci, element kryminalny, jednak także granatowi policjanci, a i zwykli ludzie, po prostu sąsiedzi, doraźni pomocnicy okupantów. I tych było znacznie więcej.

Ocaleni
We wspomnieniach Ocalonych, z którymi rozmawiałem, bardzo często pojawia się, prócz wdzięczności tym Polakom, którzy w jakikolwiek sposób udzielili pomocy – ukrywali w swoich domach czy mieszkaniach, karmili i ubierali, pomagali zorganizować nielegalne dokumenty, kennkarty czy metryki chrztu, lekarstwa lub transport, a czasem po prostu dlatego, że … nie zadenuncjowali – także strach przed innymi Polakami. Nie przed Niemcami, a przed Polakami.
Ukrywająca się we wsiach podkieleckich Maria Machtynger, kielczanka, musiała być bardzo ostrożna, by nie zostać rozpoznana jako Żydówka przez sąsiadów udzielających jej schronienia gospodarzy. Jej się udało, jej bratu nie. Został zabity przez chłopa z sąsiedniej wsi. Drągiem. Motywem nie był rabunek, bo morderca niczego nie zabrał, pozostawił ciało przy drodze.
Gdy zacząłem spotykać się z Ocalonymi i wysłuchiwać ich historii, gdy słuchałem relacji rodzinnych potomków Ocalonych, uderzała mnie ta czasami powściągliwość wobec Polaków, a czasami wręcz wrogość. Dłuższy czas nie mogłem tego pojąć. Jak to, pytałem siebie, przecież Polacy ich uratowali, a oni tak źle o nas mówią? Potrzebowałem czasu, by zrozumieć, że dla tych ludzi koszmar czasu ukrywania się, cierpienie i ból, to przede wszystkim strach przed rozpoznaniem, denuncjacją i zdradzeniem się przed Polakami. Niemców w Polsce było dużo, ale nie byli wszędzie. Wszędzie byli tylko Polacy.
Ziuta Hartman, uczestniczka powstania w gettcie warszawskim, także kielczanka, osadzona po powstaniu w Treblince, opowiadała mi, że w obozie była bardziej bita przez Polki niż przez Niemki.

Moralna pacyfikacja
Jest coś przygnębiającego, a nawet upokarzającego w dyskusji, czy Polacy „bardziej” ratowali Żydów, czy też „bardziej” ich zabijali lub wydawali Niemcom, albo byli całkowicie na żydowski los obojętni. Cały czas mówi się wyłącznie o Polakach, o ich zachowaniach, tak jakby to oni byli głównymi postaciami Zagłady. Pojawiają się nawet głosy porównujące ofiary żydowskie i ofiary polskie, wskazując na jakowąś „symetrię” w cierpieniu. Jest to nieludzkie. Żydzi po raz kolejny zostają opuszczeni w swoim cierpieniu i śmierci, i w swojej pamięci. Ciągle nam Polakom brakuje współczucia. Tak jak i wstydu oraz skruchy.
Irena Sendlerowa, „Matka Dzieci Holokaustu”, często ostatnio przywoływana jako świadek naszej narodowej niewinności, a którą miałem wielki zaszczyt znać, mawiała: „Nie byłam ślepa. Widziałam, co się dzieje. Ale wtedy naprawdę do mnie dotarło, że Żyd nie może liczyć ani na polskie państwo, ani na polskie społeczeństwo”.
Jan Karski, inny wielki autorytet mający jakoby zaświadczać, że Polacy Żydów ratowali powszechnie i im współczuli, pisał w raporcie dla londyńskiego rządu: „Rozwiązanie kwestii żydowskiej przez Niemców – muszę to stwierdzić z całym poczuciem odpowiedzialności za to, co mówię – jest poważnym i dosyć niebezpiecznym narzędziem w rękach Niemców do «moralnego pacyfikowania» szerokich warstw społeczeństwa polskiego. (…) Oczywiście byłoby błędnym przypuszczać, że tylko ta sprawa będzie skuteczna i zjedna im uznanie społeczeństwa. Naród nienawidzi swego śmiertelnego wroga – ale ta kwestia stwarza jednak coś w rodzaju wąskiej kładki, na której przecież spotykają się zgodnie Niemcy i duża część polskiego społeczeństwa”.

Zło wojny
Musimy zdać sobie sprawę z tego, czym jest wojna. Nie umiemy objąć umysłem rzeczywistości wojny, nie tylko tej ostatniej na naszych ziemiach, tego nie-do-pomyślenia kataklizmu, ale każdej wojny. Jan Paweł II uważał, że „wojna jest zawsze porażką ludzkości”. Pisał: „Owszem, historyczna rzeczywistość II wojny światowej jest straszliwsza niż słowa, którymi można o niej mówić”. Ci, którzy zaprzeczają udziałowi Polaków w mordowaniu Żydów podczas II wojny światowej, zaprzeczają rzeczywistości wojny, która zawsze jest okrutna, bezwzględna, demaskująca każdą słabość, poruszająca najniższe instynkty, najprymitywniejsze odruchy. Na wojnę nie idą sami bohaterowie o nieskazitelnych charakterach. Tym bardziej że wojna już od dawna nie jest sprawą żołnierzy na froncie, a dotyczy przede wszystkim zwykłych, szarych ludzi, którzy nie „idą na wojnę”, tylko wojna przychodzi do nich. Codziennością wojenną była przemoc, była odczłowieczająca Żydów propaganda, był strach, był głód, była przede wszystkim wola przetrwania samemu i uchronienia swoich bliskich.
Do tego należy dopisać fatalne, trwające stulecia, uprzedzenie wielu katolików wobec Żydów, którzy widzieli w nich przede wszystkim bogobójców, zaprzańców. To traktowanie Żydów z wrogością i nieufnością miało ogromny wpływ na zachowanie się wielu Polaków wobec cierpień Żydów. Pamiętam wyznanie pewnej Polki, która z ogromnym poświęceniem ratowała żydowską rodzinę i modliła się żarliwie, by – jak mówiła – „Pan Bóg wybaczył mi, że ratuję Żydow”. Niedawno w Kielcach, z okazji 70. rocznicy pogromu kieleckiego, bp Mieczysław Cisło oświadczył, że jego zdaniem, „gdyby deklaracja Nostra aetate [o wolności religijnej] została ogłoszona przed 1939 r., zapewne nie doszłoby do pogromu kieleckiego”. Może i do wielu wcześniejszych zbrodni.

Dzisiaj nie ma wojny, nie ma antysemickiej propagandy, nie ma Żydów, nie ma upraszczających uprzedzeń ze strony ważnych ludzi Kościoła. A jednak fala antysemickich wypowiedzi w polskiej przestrzeni publicznej zatrważa. Znowu pojawiają się swastyki na murach (niedawno zamazano nimi ogrodzenie mojego domu), jacyś młodzi ludzie obchodzą urodziny Hitlera, a na demonstracjach wznosi się okrzyki „Polska dla Polaków”. I nie chodzi o to, że mamy łagodnie przemilczać fakt, że dochodzi do zakłamywania historii, jakoby Polacy byli głównymi sprawcami cierpień Żydów i że to oni planowali Zagładę. Tej retoryce powinniśmy stawić wyraźny opór. Musimy jednak być uważni na to, co nie tylko dotyczy historii, ale co ma miejsce teraz. Jak powiadają moi żydowscy przyjaciele: „Bo co się wydarzyło raz, może wydarzyć się i drugi, i trzeci”.