W najnowszym numerze corocznego biuletynu Programu Studiów Żydowskich na Cornell University – jednej z najbardziej prestiżowych amerykańskich uczelni, znajdującej się w stanie Nowy Jork, zamieszczono artykuł studenta Barr’a Lavi-Romer’a, który dzieli się swoimi wrażeniami po obejrzeniu filmu „Przy Planty 7/9”. Zamieszczamy poniżej tłumaczenie artykułu dokonane przez Hannę Mijas. Oryginał można znaleźć tu: jankarski.org.pl/jsp-bulletin-2019.
Przypis redakcji: Studenci zajęć prowadzonych przez dr Elissę Sampson na temat Lower East Side, żydowskiej dzielnicy Manhattanu, zostali poproszeni o uczestniczenie w wydarzeniach organizowanych w ramach programu Jewish Studies oraz napisanie krótkich prac w odpowiedzi na te wydarzenia. Chcielibyśmy podzielić się z naszymi czytelnikami odpowiedzią studenta Barr’a Lavi-Romer’a na film dokumentalny zatytułowany „Przy Planty 7”, opowiadający historię Polaka – Katolika i jego niezgody na zapomnienie pogromu ludności żydowskiej, który miał miejsce w Kielcach w 1946 roku.
Niewiele jest osób, które nie doświadczyło zmagań z burzliwą historią, czy to historią rodziny, kraju czy narodu. Z drugiej strony, ilu z nas zadaje sobie pytanie w jaki sposób wina i wstyd przekazywane są kolejnym pokoleniom? Ilu z nas pyta: czy można obciążyć odpowiedzialnością miasto? Naród? Kraj? Ilu z nas zastanawia się, jakie działania są konieczne, kiedy już zaakceptujemy i przyjmiemy na siebie odpowiedzialność? Na początku filmu „Przy Planty 7” przenosimy się na chwilę do dnia 4 lipca 1946 roku. Widzimy małe, polskie miasto, Kielce, miasto, które na początku tego dnia daje schronienie ponad 200 Żydom, którzy przeżyli Holokaust. Do końca dnia ponad czterdziestu żydowskich uchodźców zostanie zabitych, a osiemdziesięciu ranionych przez grupy milicji, żołnierzy i mieszkańców miasta. Od tego momentu Kielce nie są już tylko małym, polskim miastem. Stają się także miejscem ostatniego pogromu Żydów, jaki miał miejsce w Europie. O pogromie, uważanym w komunistycznej Polsce ze temat zakazany, nie mówiono przez ponad trzydzieści lat. Lata milczenia sprawiły, że dyskusja na jego temat była ograniczona i bolesna. Wiele osób nie przyjmuje faktu, jakoby Polacy odegrali jakąkolwiek rolę w pogromie, nalegając, że cała odpowiedzialność leży po stronie UB. Inni nie chcą ponownie otwierać starej rany. Jest jeszcze Bogdan Białek, Polak, katolik, zdeterminowany, aby stanąć twarzą w twarz z historią Kielc i z uprzedzeniem, które przetrwało lata po pogromie. „Przy Planty 7” przedstawia zmagania Białka, który dąży do tego, aby wysunąć na pierwszy plan historię, o której wielu wolałoby zapomnieć.
Białek odpowiada na pytania unikane przez wielu. Jednak to, co sprawia, że film jest prawdziwie urzekający, to niedoskonałości głównego bohatera, jego człowieczeństwo, wrażliwość i słabość, którą pokazuje w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzieć się nie da. Czasami Białek jest niezłomny w swojej determinacji, czasami popada w melancholię i rozczarowanie. Płacze rozmawiając z tymi, którzy przeżyli pogrom. Czasami brakuje mu słów. Raz, kiedy ocalona mówi mu, że jest pewna, iż on uratowałby ją, gdyby wtedy tam był, odpowiada cicho i pośpiesznie „Nie jestem pewien. Nie wiem, co zrobiłbym”. Białek nie twierdzi, że zna wszystkie odpowiedzi i właśnie ta niepewność tak silnie rozbrzmiewa i rezonuje z publicznością.
Z jednej strony „Przy Planty 7” jest potężnym narzędziem pokazującym traumę, ale także i potencjał uzdrowienia, które pojawiają się wraz z otwarciem tego ciemnego rozdziału w polskiej historii. Film jednak nie jest przeznaczony tylko dla publiczności polskiej czy żydowskiej. Pod koniec filmu Białek mówi, że dzisiejsi mieszkańcy Kielc nie są odpowiedzialni za atak na żydowskich mieszkańców miasta, który miał miejsce w 1946 roku. Niemniej jednak są absolutnie odpowiedzialni za to, co dzisiaj dzieje się z pamięcią o tym wydarzeniu. Są odpowiedzialni za uprzedzenia, na które dzisiaj pozwalają. Są odpowiedzialni zapewnić, aby przeszłość się nie powtórzyła. Białek kieruje swoje słowa do mieszkańców Kielce, ale jego przesłanie dotyka do każdego z nas. Niemożliwym jest słuchać go bez wspominania własnych historii i pytań z którymi nie chcieliśmy się skonfrontować. Jesteśmy odpowiedzialni nie tyle za posiadanie wszystkich odpowiedzi, ale za zadawanie bolesnych pytań dotyczących naszych historii oraz za podejmowanie działań teraz.
Oglądanie „Przy Planty 7” jest doświadczeniem bolesnym. To bolesne siedzieć w kinie i słuchać opowieści o wydarzeniach z 1946 roku, oglądać obrazy przedstawiające zabitych i rannych, leżących na ziemi, częściowo przykrytych zwiniętymi prześcieradłami, samotnych lub, co bardziej przerażające i makabryczne, tulących zmarłe dziecko. To boli – boli Żyda i boli człowieka. Jednak ból tego doświadczenia nie jest szokujący. Myślę, że większość osób oglądających taki film wchodzi do kina oczekując nadchodzącego bólu. Dla mnie bardziej szokującym był stopień, w jakim identyfikowałem się z samym Bogdanem, Polakiem – Katolikiem, który na pierwszy rzut oka nie różni się ode mnie. Sam wiek oddala Bogdana od wydarzeń Holokaustu i pogromu 1946 roku, natomiast jego dziedzictwo bezpowrotnie zbliża go do pamięci o tych wydarzeniach. Ja także jestem z jednej oddalony od tych wydarzeń, z drugiej są mi one bardzo bliskie. I chociaż wydaję się, że moja więź, moje żydowskie dziedzictwo powinno umieścić mnie po przeciwnej stronie Bogdana, a moje doświadczenie powinno być doświadczeniem zupełnie różnym od jego doświadczenia, to moje zmagania odzwierciedlają jego zmagania. Ja także zmagam się z noszeniem w sobie pamięci, która nie należy do mnie, oraz ze związaną z tą pamięcią odpowiedzialnością. W jaki sposób pokolenia, które przyszły po tych okropieństwach, zachowują pamięć nie wywołując niepotrzebnego bólu i cierpienia? Ile bólu wywołanego przez te wydarzenia należy do nas? Na ile mamy prawo odczuwać? Na ile jesteśmy odpowiedzialni za to, aby odczuwać? Jak często wcielamy w życie słowa, które tak często słyszymy: nigdy więcej?