Dawid Rubinowicz

rubinowicz1

Dawid Rubinowicz był chłopcem pochodzenia żydowskiego. Urodził się 27 lipca 1927 roku w Kielcach jako syn Joska i Tauby prowadzących mleczarnię w Krajnie koło Kielc. Dawid w pięciu zeszytach spisał w prostych, zwykłych słowach historię prześladowań niemieckich w jego rodzinnym miasteczku.

 

W dziennikach zawarł również własne spostrzeżenia i przemyślenia. Odnalezione po wojnie zapiski zostały opublikowane w wielu krajach świata (wydania polskie 1960 i 1987). W tym czasie niewiele rodzin żydowskich mieszkało w podkieleckich wioskach. Do 1942 roku w Krajnie było ich zaledwie siedem. W całym powiecie kieleckim, który w czasie wojny wchodził w skład dystryktu radomskiego, w 1941 roku mieszkało około 33 000 Żydów. Naukę w szkole powszechnej Dawid rozpoczął we wrześniu 1934 roku. 21 czerwca 1939 roku ukończył klasę szóstą i uzyskał promocję do klasy siódmej.

Jego koleżanki i koledzy zapamiętali go jako chłopca ciekawego świata, otwartego na innych, koleżeńskiego i uczynnego. Jednak nauki w klasie siódmej już nie rozpoczął – 1 września 1939 roku wybuchła wojna. Nowe doświadczenia były intrygujące dla chłopca ciekawego świata. Dawid postanowił notować swoje spostrzeżenia.

 

Notatki rozpoczął 21 marca 1940 roku, a więc miał wówczas niespełna 13 lat. Ostatni zapis w swoim dzienniku sporządził 1 czerwca 1942 roku. Wtedy rodzina Rubinowiczów mieszkała już w getcie w Bodzentynie przy ul. Kieleckiej 13. Dalsze losy rodziny Rubinowiczów nie są dokładnie znane.

Stamtąd we wrześniu 1942 najprawdopodobniej pognano ich na stację kolejową w Suchedniowie. Oprócz Żydów bodzentyńskich zebrano tam również Żydów z pobliskich miejscowości. W poniedziałek 21 września, w dniu uroczystego święta żydowskiego Jom Kipur, załadowano zgromadzonych Żydów do wagonów towarowych.

Pociąg z „deportowanymi”, zgodnie z niemieckim rozkładem jazdy nr 587, wyruszył z Sędziszowa o godz. 16.18. Stacją docelową była Treblinka. Na trasie jego przejazdu, między Kielcami a Skarżyskiem-Kamienną, był Suchedniów. Pociąg wjechał na stację około 21 i czekał za załadunek Żydów około 33 minuty. Ze wspomnień Jerzego Gołębskiego wynika, że dokonywał się on w wielkim pośpiechu. Tauba i Josek Rubinowiczowie wraz z Dawidkiem, Manią i najmłodszym synem zostali załadowani do wagonów towarowych. 22 września – po 11 godzinach i 51 minutach – o godz. 11.24 pociąg przybył do celu.

Nie wiemy, co działo się kiedy pociąg wjechał na rampę wyładowczą. Przy rampie znajdował się dużych rozmiarów barak, w którym składowano posortowane rzeczy ofiar. Od strony rampy i torów magazyn ten upodobniony był do stacji kolejowej. Widniał na nim dużych rozmiarów napis „Treblinka – Obermajdan”. Wyposażony był w okienko imitujące kasę biletową i namalowany na szczycie zegar. Tabliczki w kształcie strzałek wskazywały kierunek rzekomej przesiadki do Białegostoku i Wołkowyska. Wszystko to miało na celu wprowadzenie w błąd przywożonych Żydów. Obsługa obozu chciała ukryć przed przybyłymi prawdziwe oblicze tego miejsca.

Ludzi z transportu pędzono do rozbieralni, po czym kierowano ich łukowatą drogą do komór gazowych. Droga ta, ok. 50-60 m długości i szeroka na ok. 3-4 m, ogrodzona była drutem kolczastym przetykanym gałęziami sosnowymi. Jej kształt nie był przypadkowy – miał on „ułatwiać pracę” obsłudze obozu. Na zakręcie wstrzymywano napływ ludzi, gdy komory gazowe były już zapełnione. Przed wejściem do komory gazowej wystraszonych ludzi przekonywano, że idą do łaźni.

Czas, jaki został określony przez oprawców na te czynności, tj. od otwarcia wagonów do ustawienia więźniów na drodze prowadzącej do komór gazowych, wynosił 15-20 minut. Następnie dwaj strażnicy ukraińscy wpychali ofiary do komory, zamykali za nimi szczelne drzwi, po czym uruchamiali dwa silniki Diesla. Trujące spaliny doprowadzane były do komory systemem rur, których wylot zakończono sitkami od pryszniców. Proces uśmiercania trwał około 20-25 minut.

Wśród ludzi przywiezionych do Treblinki 22 września 1942 roku był też Dawid Rubinowicz z rodzicami i rodzeństwem. Na pewno rodzina została rozdzielona. Matka wraz z młodszymi dziećmi, została oddzielona od męża i syna. Dawid miał wtedy skończone 15 lat i zapewne zginął wraz z grupą mężczyzn. Po 4 godzinach i 35 minutach pociąg, który przywiózł Żydów do Treblinki, już jako pusty wyjechał po następnych „deportowanych”, tym razem do Szydłowca. Do tego czasu Dawid wraz z rodzicami i rodzeństwem już nie żył.

Materiały przygotowane przez uczniów VI LO im. J. Słowackiego w Kielcach

Fragmenty Pamiętnika Dawidka
1942

1 maja: Będąc w Krajnie przyniosłem sobie kilka wiązeczek szczypiorku. Dziś miałem czas to sobie je wsadziłem do wazonów. Nie skończyłem nawet sadzenia gdy tatuś mnie zawołał do mielenia zostawiając wszystko na dworze, a brat miał sprzątać. Skończywszy mielenie poszedłem do mieszkania. Gdy tatuś przyszedł do domu zaczął się bardzo denerwować na mnie, dlaczego rozrzuciłem drzewo w drwalce i zaraz mnie zaczął bić. Tłumaczyłem się, że przecież nie miałem czasu ułożyć drzewo, to mnie jeszcze bardziej bił. Ja już się bardzo zdenerwowałem, dlaczego mnie [bije] bez przyczyny. Na koniec, jak mnie uderzył kilka razy sprzączką to bardzo zacząłem płakać, nie tak z bólu jak ze złości, zostało nawet kilka porządnych siniaków co mnie to dobrze bolały.[…] Gdyby nie wojna to bym w domu nie był, byłbym już dawno u jakiegoś rzemiosła, a tak to musowo cierpieć. Tatuś to mnie wcale nie lubi też, chociaż nie żałuje niczego jak jest. […]
6 maja: okropny dzień! Około godziny 3-ciej obudziło mnie jakieś stukanie. To już policja robiła obławę.[…] Wszedł polski policjant i żydowski. Zaczęli zaraz szukać, zobaczył mnie i kazał mi się ubierać a drugi zapytał ile mam lat, powiedziałem, że 14 to dał mi spokój. […] Chociaż się nie lękałem ale dygotałem jak w febrze. Gdy odeszli to zaraz usnąłem. Rano kuzynka mnie obudziła, bo tatuś przyjechał z furmanką. Ubrałem się prędko i wyszedłem, tatusia już nie było bo zaraz uciekł przed obławą. […] Anciel zaraz przyszedł i powiedział, że tatuś i kuzyn zostali też złapani. Dopiero teraz zacząłem płakać. Ojca nam zabrali, co posiadaliśmy własności też zabrali, dopiero teraz poczułem tęsknotę do tatusia. […]Głośno załkałem, gdy był blisko, wołałem tatusiu! – tatusiu gdzie jesteś niech Cię jeszcze zobaczę i zobaczyłem go na ostatnim wagonie zapłakanego, patrzyłem aż znikł za zakrętem, dopiero teraz wybuchłem spazmatycznym płaczem i poczułem jak bardzo Go kocham a on mnie i dopiero teraz poczułem, że co napisałem 1 maja, że mnie nie lubi nawet to jest wierutne kłamstwo i kto wie czy nie odpokutuję za to co Go posądziłem a nie jest prawdą. Ja [k] Pan Bóg da jak przyjedzie to nie będę taki dla niego. Bardzo długo jeszcze płakałem a jak sobie przypomniałem zapłakana twarz tatusia to zacząłem jeszcze bardziej łkać. Co mieliśmy najdroższego w świecie to nam zabrali a do tego jeszcze chory….

14 maja: Mamusię idąc ulicą zawołał jeden z Rady i dał jej paczkę co tatuś przysłał […] Tatuś przysłał brudną bieliznę a kuzyni również przysłali. W paczce były trzy listy też. […] Pisze, żebym się schował bo jeszcze będą obławy, każe mi się przebrać po damsku. Prosi żeby mu przysłać parę złotych a skąd je będziemy brać to nie wie i skąd będziemy brać pieniądze na nasze wydatki, również nie wie. Zaznacza żeby co sprzedać i wyratować go, jak można tylko. Wypłakałem się dobrze, przy takim smutnym liście. Uspokoiłem się trochę to poszedłem przeczytać listy kuzynów. Piszą to samo co tatuś i żeby ich wyratować. Czytając listy pomyślałem sobie, my tu jesteśmy na wolności (taką wolność życzę psu, ale nam i tak lepiej tu jak tatusiowi tam) a tatuś tam może pragnie kawałek chleba? ach! to jest bardzo okropne…

21 maja: […] Tatuś przysłał kilka kartek znajomymi żeby mu przysłać parę kar [tofli] chleba gotowanych klusek i kaszy jaglanej. Przyszykowaliśmy zaraz paczkę i daliśmy szoferowi. Zapomnieliśmy całkiem, że dziś się zaczynają Zielone Święta nawet nic żeśmy nie przygotowali tak byliśmy zajęci jednym. Jeszcze w żadne święto nie było tatusia a dziś nie tylko, że go nie ma to jeszcze jest w obozie.

22 maja: Będąc na modlitwie zrobiło mi się bardzo tęskno do tatusia. Zobaczyłem jak insze dzieci stoją przy ojcu, a co nie wiedzą przy modlitwie to im ojciec pokaże, a mnie kto pokaże… jeden Pan Bóg żeby mi dał dobrą myśl żebym poszedł dobrą drogą… Jeszcze mi nigdy nie było tak przykro jak dziś przy modlitwie, kiedy mi miało być tak przykro? Żeby Bóg dał, aby tatuś wkrótce przyjechał zdrowo.

1 czerwca dzień radości: Spodziewaliśmy się dzisiaj listu od tatusia, ale nie przyszedł, przyszła odkrytka od kuzyna i ukłon od tatusia a więcej nic. Przyszykowaliśmy duży pakunek tatusiowi, bo jutro z Rady jadą do Skarżyska. […] Nad wieczorem poszedłem do sąsiada robić siostrze trepki. Robiąc je usłyszałem, że samochód jedzie i śpiewanie, pomyślałem sobie zaraz, że chyba Żydzi jadą ze Skarżyska. Wybiegłem zaraz i okazało się, że oczywiście jadą. Z daleka widać było jak machają rękami i czapkami, zobaczyłem jak i mój tatuś macha. Rzuciłem wszystko i pobiegłem za samochodem, stanąłem razem z samochodem. Wziąłem zaraz od tatusia jego tłumok a tatuś zeszedł z samochodu. […] Przyszedłem do mieszkania to nie mogłem nawet przywitać się z tatusiem z tej całej radości. Nikt nie może sobie wyobrazić naszej radości, ten może sobie wyobrazić, kto przeżywa. Ale nikt się nie spodziewał żeby dziś przyjechali. To wszystko było jak na filmie, w jednej prawie sekundzie tyle żeśmy przeżyli. […]
Dni Dawida Rubinowicza

Dni Dawida Rubinowicza organizowane są w Bodzentynie przez Stowarzyszenie na rzecz Odnowy Wsi „Odnowica” z Dąbrowy Dolnej. Dni Dawida Rubinowicza w Bodzentynie są zwieńczeniem działań realizowanych w ramach programu „Dla Tolerancji” Fundacji Batorego.

Jest to kontynuacja rozpoczętego w ubiegłym roku projektu budowanego wokół postaci Dawida Rubinowicza. Pamiętnik tego żydowskiego chłopca, znaleziony w Bodzentynie, został wydany w formie książki i przetłumaczony na wiele języków.

Pomysł na kontynuację działań i przygotowanie spektaklu opartego na tekstach Dawida Rubinowicza wyszedł od samych uczestników poprzedniej edycji programu. Uczestnikami projektu są dzieci i młodzież ze wsi Dąbrowa Dolna koło Bodzentyna. Przez całe wakacje dzieci przygotowywały spektakl pod kierunkiem Doroty i Artura Anyżów, uczestniczyły w warsztatach tańca żydowskiego, a także brały udział w pracach porządkowych na cmentarzu żydowskim. Po ich ukończeniu planowane jest stworzenie w Bodzentynie centrum im. Dawidka Rubinowicza – burmistrz obiecał pomieszczenia.

Premiera spektaklu odbyła się podczas Dni Dawida Rubinowicza 27-28 września 2008 w Bodzentynie w zagrodzie Cześnikiewiczów.

Projekt zrealizowany został w ramach programu „Dla Tolerancji” ze środków Fundacji Batorego i Fundacji Forda przy wsparciu Funduszu Inicjatyw Obywatelskich i Urzędu Miasta i Gminy Bodzentyn.