Z serca do serca

Bogdan Białek

Z serca do serca

W mojej pamięci z lubińskim klasztorem na zawsze pozostaną związane dwie osoby – o. Jan Bereza OSB oraz Yakusho Kwong, Roshi. Obydwu spot­kałem po raz pierwszy gdzieś pod koniec lat 90., gdy przyjechałem na sesję medytacyjną. Obydwu pokochałem od pierwszego wejrzenia. Z Jankiem zakolegowałem się natychmiast. Odwiedzał mnie w Kielcach. Pisywaliśmy do siebie. Nasłuchiwałem wieści o nim. Nierzadko z niepokojem, zawsze z życzliwością, czasem z bólem, zawsze z szacunkiem. O Roshim nie mogłem zapomnieć. Pamiętałem jego uśmiech, krótką rozmowę w klasztornym korytarzu podczas pracy – sprzątania kamiennych podłóg, bo obydwu przypadło nam to zadanie, zgodnie z benedyktyńskim obyczajem. Wiele lat później podczas dokusanu w trakcie sesshinu rozbeczałem się przy Roshim, zasmarkałem się. Uśmiał się bardzo. Dobrze, że go rozbawiłem.

Kilka miesięcy temu dzięki Mikołajowi Uji Markiewiczowi, prawej ręce Roshiego w Polsce, miałem możliwość blisko dwugodzinnej rozmowy w cztery (raczej sześcioro) oczy. Wszystko od początku było dziwne i tajemnicze. Ostatecznie dwa magnetofony (raczej recordery) włączone przeze mnie jednocześnie niczego nie nagrały. Ani słowa. Nie wiem, co się stało. Roshi mówił o zamierającym na Wschodzie buddyzmie i jego rozkwicie na Zachodzie, o zmierzchu chrześcijaństwa na Zachodzie i bujnym wzrastaniu na Wschodzie. Powiedział, że medytacja ma nas doprowadzić do odkrycia dobra w sobie i nauczyć dostrzegania dobra w innych. Mówił, jak bardzo bliski jest mu Lubiń. I że chciałby zrozumieć, dlaczego ci wspaniali faceci zamknięci za klasztornymi murami porzucają wszystko, pozbywają się wszystkiego i całe swoje życie składają w ofierze. Dlaczego to robią, mówił, chciałbym zrozumieć, o co tu chodzi. Lubiń to promieniująca na nasz kraj jasna gwiazda – to chrześcijaństwo dostępne, jak dostępny był Mistrz dla swoich uczniów, ale także dla celników i cudzołożnic, dla dzieci i innoplemieńców. Lubiń jest dobry jak jabłkowe konfitury w litrowych słoikach na wyciągnięcie ręki o każdej porze dnia i nocy. Lubiń to łysa głowa Maksa Nawary. Jest w drodze. Nie biegnie „na wyprzódki”, idzie razem z wszystkimi, którzy chcą dołączyć, co najwyżej jeden lub nawet tylko pół kroku w przodzie. Nie więcej. Ośrodek Medytacji Chrześcijańskiej w Lubiniu kończy 25 lat. Wielu zaznało tam błogosławieństwa spokoju. Wielu jeszcze zazna. Ten zeszyt w całości z głęboką wdzięcznością, szacunkiem i uznaniem dedykuję medytacyjnemu Ośrodkowi w Lubiniu, a osobliwie ojcu Maksymilianowi Nawarze. Z serca do serca – ad multos annos!