Rekonstrukcja zapomnianych zbrodni

znak_logo_200x

 

Jakiego typu dokumentację wykorzystują Państwo w swojej pracy badawczej?

D.L.: Korzystamy ze wszystkich dostępnych dokumentów. Są przypadki, gdy dokumentacji konspiracyjnej nie ma albo zachowała się w formie szczątkowej, wtedy badamy relacje i materiały powstałe po wojnie. Obecnie zajmuję się w swojej pracy badawczej tym, co działo się w powiecie miechowskim, z którego przetrwało dość dużo dokumentów konspiracji. Wynika z nich, że latem 1944 r. różni konspiratorzy należący do struktur podziemnych zamordowali ok. 40 Żydów. Nie zawsze i nie wszędzie tego typu zbrodnie były sądzone, ale zachowała się szczątkowa dokumentacja AK, z której wynika, że monitorowano i ścigano partyzantów prześladujących Żydów. Są to oryginalne materiały akowskie.

W jaki sposób te dokumenty powstały?

D.L.: W niektórych z tych incydentów uczestniczyli żołnierze Kedywu czy Kierownictwa Dywersji, którzy musieli składać różnego typu meldunki o prowadzonej działalności. W poprzednim numerze „Zagłady Żydów” opublikowaliśmy tekst Jana Grabowskiego opisujący przypadek zamordowania przez grupę żołnierzy Kedywu i członków placówek konspiracyjnych AK spod Racławic pięciu Bogu ducha winnych Żydów – m.in. dentystę z Działoszyc, właściciela fabryki mydła i jego żonę, i kilka innych osób – pod pretekstem zagrożenia dla ludności i organizacji. Był to wyjątkowo niedorzeczny zarzut. Ukrywali się u Polaków. Sprawa jest poważna, gdyż decyzję o zlikwidowaniu Żydów rzekomo zagrażających konspiracji, podjęto dość wysoko, bo na poziomie inspektoratu AK, choć z inspiracji dowódcy lokalnej placówki. Żydzi zostali zabici i obrabowani – podzielono się zegarkami, pieniędzmi. Jeden z żołnierzy zaczął w lokalnym szynku przechwalać się dokonaną akcją, a kiedy jego dowódca go poprosił, żeby jednak stosował się do rygoru konspiracji, to nie tyle go zlekceważył, ale jeszcze mu groził. W ten sposób dowódca sporządził raport. Po nim powstały następne. Dzięki temu zachowała się na ten temat dokumentacja, która spoczywa dziś w IPN w Warszawie. Można ją skonfrontować z powojennymi materiałami śledczymi i procesowymi.

To jest jeden typ materiałów. Drugim są sprawozdania kontrwywiadu. We wszystkich strukturach centralnych i lokalnych była osoba, która zbierała wiadomości o wszystkim, co się dzieje w terenie. Są jeszcze raporty oficerów inspekcyjnych. Mam taki raport z Miechowa, który Pani zacytuję. Oficer AK przybyły z Krakowa pisze: „Żbik siedzi w terenie bez alibi. Jest przy nim sześciu ludzi, również bez alibi. Mieszkają w pewnej wsi, nie przestrzegają zasad konspiracji, na zwrócenie im uwagi przez gospodarza domu nawymyślali mu od bandytów. Spacerują po wsi, już się nimi interesuje policja. Poszli na robotę dywersyjną, żeby zlikwidować jednego gościa, lecz zanim oni zdążyli go zlikwidować, to ich ostrzelali z dział. W pewnej wsi zlikwidowali ośmiu Żydów. Teraz wyniknęła awantura podziału łupów. W tej miejscowości dowódca placówki postawił zarzut, że jego okradli podczas pobytu u niego. I jednym słowem wytworzył się stan fatalny, jak inspektor z AK nie przyjedzie jak najszybciej w teren, to może być bardzo źle”. To jest oryginalny meldunek z 1944 r.
 

 

A.S.: Tak, ale powiat miechowski jest bardzo szczególnym terenem, bo zachowało się na jego temat dużo materiałów. Natomiast jeśli chodzi o Kielecczyznę, to oryginalna akowska dokumentacja jest nieliczna. Z niewielu zachowanych sprawozdań wywiadu i kontrwywiadu z tego terenu, znajdujących się choćby w Archiwum Akt Nowych, nie wynika wiedza, która nas interesuje odnośnie do tego tematu.