Jednako kocha Bóg

Bogdan Białek

Jednako kocha Bóg

Spotkać samego siebie, a jednocześnie pozostać dla siebie nieznanym. I Bóg „odsłoni swe oblicze w niebie”.

Przeczytałem kiedyś opowiastkę o dwóch rabinach wędrujących po Indiach. W pewnym mieście jeden z nich udał się na samotną włóczęgę i dotarł do świątyni hinduistycznej. Przełamał swój opór, obawy i uprzedzenia, i zdecydował się wejść do środka. Natychmiast jego uwagę zwrócił mężczyzna, Hindus, zanurzony w modlitwie przed jednym z licznych ołtarzy. Przez długi czas rabin nie mógł oderwać od niego oczu, poruszony żarliwością modlitwy. Po powrocie do hotelu opowiedział swoje doświadczenie towarzyszowi podróży. – Jak myślisz,
czy n a s z Bóg wysłuchał jego modlitwy? Przyjaciel odrzekł:
– Nie mam zielonego pojęcia, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, właściwie nigdy mnie to nie zajmowało. – Bo widzisz – kontynuował pierwszy rabin – jeśli n a s z
Bóg wysłuchał jego modlitwy, to co z tego wynika dla nas, cóż to może dla nas oznaczać? *** Czeski ksiądz Tomáš Halík udziela na to pytanie zdaje się najjaśniejszej odpowiedzi. Otóż pisze on, że „Bóg jest Bogiem zawsze większym, semper maior, jak uczy nas mistyka ignacjańska. Nikt nie ma na Niego monopolu. »Nasz« Bóg jest jednocześnie Bogiem tych innych”. Halík powołuje się tutaj na francuskiego teologa katolickiego Josepha Moingta, który „stawia sobie śmiałe pytanie, jak dojść do poznania Boga takiego »jaki jest sam w sobie«: Bóg nie istnieje dla nas, w naszym języku, w naszym świecie inaczej, jak przez to, że pozwalamy Mu istnieć jako »naszemu« Bogu. A jednak On istnieje dla siebie samego – my zaś mamy do Niego, do tego, jaki jest sam w sobie, dostęp jedynie w tej mierze, w jakiej jesteśmy gotowi wyrzec się prób robienia z Niego »naszego« Boga, naszej własności, Boga wedle naszego obrazu, depozytariusza naszej przeszłości, który jest dla nas ważny dla potwierdzenia naszej społecznej tożsamości – w tej mierze, w jakiej pozwalamy Mu być »innym« i istnieć dla innych”. *** Dawno temu, podczas medytacji, dotarło do mnie, że Bóg j e s t Miłością i kocha mnie, gdyż kocha w s z y s t k i c h ludzi, wszystkich bez wyjątku. Jego Miłość jest nieogra­niczona. Nie ogranicza Jej żadna moja obawa, żadne moje oczekiwanie, żadne wyobrażenie. Żaden mój występek i żadne zaniedbanie. Żadna słabość i żaden błąd, żadna moc i żadna wzniosłość. Żadna zasługa i żadna cnota. Bóg kocha każdego człowieka tą samą niezgłębioną, niewyobrażalną i niewysłowioną Miłością. Bóg kocha mnie w równym stopniu jak mojego największego przyjaciela i mojego nieprzejednanego wroga, kocha mnie tak, jak Matkę Teresę i Jana Pawła II, jak Władimira Putina i Tomasza Terlikowskiego, jak głowę Kościoła rzymskokatolickiego i Dalajlamę, jak nienarodzone wskutek aborcji dziecko i pozbawionego życia śmiertelnym zastrzykiem więźnia skazanego w Teksasie za wielokrotne zabójstwo. *** Pisze ks. Halík: „Boża miłość jest jednak »nieprzejrzysta«, »irracjonalna«, ponieważ przekracza logikę prawa, jest »niedorzeczna« – i nie można jej pojąć »rozumem«, ale właśnie znów tylko miłością, nie można jej spętać przemyślanym systemem reguł, lecz wyrazić wyłącznie tym jednym przykazaniem, które Jezus dał Apostołom w czasie Ostatniej Wieczerzy”. *** Bóg nikogo nie kocha bardziej, nikogo nie kocha mniej. „Mniej”, „bardziej” nie są kategoriami boskimi. Boża Miłość jest „za darmo” i nigdy nie jest „daremna”. Więc co wynika z tego, że Boża Miłość dotyka każdego człowieka? A jeżeli Miłość, to przecież i Miłosierdzie. A gdzie Miłosierdzie, tam i Łaska. A jeżeli Miłość i Miłosierdzie, i Łaska, to… To co ze zbawieniem? Zbawieniem każdego człowieka. *** Zaiste, prawdą jest, że zanim zostaliśmy chrześcijanami, buddystami, Żydami, muzułmanami, hinduistami, byliśmy po prostu ludźmi. Ludźmi, których jednako kocha Bóg. *** Kiedy wiele lat temu zamieszkałem w buddyjskiej świątyni w Kioto, Oshio-san, mój opiekun, podczas przedpołudniowych rozmów przy herbacie szczegółowo rozpytywał mnie o chrześcijaństwo, zadając mnóstwo pytań niepozbawionych ironii, a nawet – takie miałem wrażenie – sarkazmu. Jego uszczypliwości, bywało, dotkliwie raniły moją katolicką dumę. Jednak z pokorą starałem się odpowiadać mojemu nauczycielowi, unikając aroganckiej pewności swej wiedzy i rozumienia. Oshio-san docenił mój trud, bo na koniec pobytu uraczył mnie opowieścią o chrześcijanach japońskich, którym w XVII wieku zabroniono jawnego kultu. Mimo to w wielu wioskach gromadzili się przy przydrożnych figurach bogini Kannon i modlili się do niej jako do Marii – Matki Bożej. – I wiesz – ciągnął Oshio-san – ja w swoim klasztorze także modliłem się do Marii, bo tam nazywano tak Kannon. W tym wyznaniu buddyjskiego mnicha, który był japońskim nacjonalistą, miał poczucie wyższości kulturowej i duchowej, odnalazłem jednak czułość i współczucie, solidarność i miłość. Wiedziałem, że wyszedł poza wszelkie dzielące nas różnice, mury i murki, dostrzegł we mnie po prostu takiego człowieka, jakim sam był. Nie spotkaliśmy się jako chrześcijanin i jako buddysta, ale jako ludzie. I jestem pewien, że w momencie, gdy spojrzeliśmy sobie w oczy, obaj odczuliśmy – każdy na swój sposób – Bożą Obecność. Oshio-san, który nie tolerował dłuższej obecności obcych w swojej świątyni, powiedział w końcu: – Mógłbyś zostać tutaj dłużej. *** Mistrz Eckhart uważał, że spojrzenie, którym patrzymy na Boga, i spojrzenie, którym Bóg patrzy na nas, jest tym samym spojrzeniem. Jeśli istotnie tak jest, to przecież dotyczy wszystkich ludzi na świecie i w każdym czasie. Czy jednak to jednych ócz dotyczy, a innych nie? I skąd to wiadomo? *** Buddyjskie dzieło „Wół i jego pasterz” stało się osnową książki o. Roberta Kennedy’ego, jezuity i mistrza zen, zatytułowanej Dary zen dla chrześcijan. Dzieło o pasterzu opisuje dziesięć stacji poszukiwań przezeń wołu. Ostatnia stacja to „Wejście na rynek z otwartymi dłońmi”. W trzech pieśniach opiewa się tutaj Oświeconego na rynku. W ostatniej pieśni czytamy: „Prosto w twarz wyskakuje żelazny pręt z rękawa. Mężczyzna raz odzywa się językiem Hunów, raz po chińsku, z mocnym uśmiechem na policzkach. Jeśli człowiek potrafi spotkać samego siebie, a jednocześnie pozostać dla siebie nieznanym – Otworzy się brama pałacu”.