Droga Kielecka, czyli duchowość, dialog, pojednanie

muzeum_2male

Oswajanie pamięci

 

Katarzyna Gromadzka, Joanna Sacharczuk i Emilia Żyłkiewicz, pracownice naukowe  Zakładu Edukacji Międzykulturowej Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, wyraźnie pokazały, że duża wiedza o kulturze materialnej lokalnych społeczności żydowskich, o symbolach żydowskiej duchowości, judaizmu nie jest pozytywnie skorelowana z otwartością na innych, szczególnie na Żydów. A nawet wprost przeciwnie – badani przez nie uczniowie szkół tykocińskich, mający dużą wiedzę i rozumienie wymienionych spraw, charakteryzowali się jednocześnie wysokim poziomem antysemityzmu. Badania te pokazują, że sama wiedza nie znosi dystansu, nie zmienia optyki ani postaw.

 

Potwierdzałyby to wyniki sondy przeprowadzonej przez dziennikarzy kieleckiego oddziału „Gazety Wyborczej”, przeprowadzonej w kieleckich szkołach średnich na początku lat 90. XX wieku. Prawie wszyscy uczniowie wiedzieli już o pogromie i prawie wszyscy znajdowali racjonalne uzasadnienie, dlaczego do niego doszło. Główną przyczyną miała być – według nich – „nadmierna władza Żydów”. Jednocześnie nie przyjmowali pytań o moralną ocenę wydarzenia.

Stało się dla mnie jasne, że elementarne działania, jakie należy podjąć, aby zmienić ten stan rzeczy, muszą być skierowane „do serca”, a nie wyłącznie „do rozumu”. W 1996 roku, w przededniu 50. rocznicy pogromu, grupa kilkunastu kielczan wystosowała „Apel do Żydów w Polsce i na świecie”.

 

Była to pierwsza kielecka odezwa ekspiacyjna za zbrodnię pogromu. Opublikowana na krajowych łamach „Gazety Wyborczej” nie spotkała się z odzewem. Nikt jej nie zauważył. A napisaliśmy w niej: „My, kielczanie, chrześcijanie (…) wyrażamy swój ból i wstyd za minione wydarzenia. Bez względu na to, jaki był rzeczywisty mechanizm zbrodni i współudział w nim polskich i sowieckich instytucji rządowych, nie jesteśmy w stanie pojąć, dlaczego nasi starsi bracia, ojcowie, sąsiedzi, tak ciężko doświadczeni okupacją hitlerowską i później bolszewicką, splamili swoje ręce i sumienia krwią współbraci w nieszczęściu, Żydów. (…) Stwierdzamy, że w naszym społeczeństwie były i, niestety, nadal pokutują przesądy etniczne i religijne, niechęć wobec »nie-swoich«, a nawet wrogość, która w 1946 roku przybrała postać zbrodni”.

 

Obchody 50. rocznicy pogromu zgromadziły w Kielcach tłumy mieszkańców miasta i przyjezdnych gości, przedstawicieli władz państwowych i samorządowych. Przebiegły sprawnie, nie odnotowano żadnych incydentów. Przeszły, nie pozostawiły żadnego śladu. Potrzebowałem kilku lat, by zrozumieć, że żadna akcyjność, koturnowość, rytualność nie zmieni społecznej świadomości. Że potrzebna jest głęboka praca nad uwrażliwianiem na cierpienie innych i głębokie współodczuwanie ludzkiego cierpienia.

 

Że rzecz nie w tym, by „odstukać” kolejne rocznice lub by dostarczyć większą ilość bardziej precyzyjnej wiedzy o faktach. Że pogrom kielecki czy Zagłada to nie są fakty historyczne, ale duchowe. Że trzeba zwrócić uwagę na bezmiar cierpienia niewinnych ludzi, że trzeba zobaczyć ogrom zła, jaki tkwi w każdym z nas, że tak łatwo jest ulec pokusie zadawania cierpienia innym w imię jakichkolwiek powodów uznanych za słuszne. Że każde zło rośnie z ziarenka zła, że może urosnąć i w każdym momencie wydać swoje okrutne owoce. Że zło dewastuje wszystkich – unicestwia ofiary, trwale kaleczy sprawców. Wiedziałem, że taka praca wymaga ogromnego wysiłku, ale przede wszystkim uważności, cierpliwości i bezinteresowności.